Porto – łaszące się koty, zapach krewetek i most Maria Pia.

22 sierpnia 2018

Monika Marin

 

W Porto od razu poczułam się swojsko. Zupełnie tak, jakbym przyjeżdżała tu dziesiątki razy. Bo niemal takie samo pranie wisiało w Sienie i w Pizie (czasem mam wrażenie, że to dokładnie to samo pranie), zdawało się, że prześladował mnie ten sam kot, który łaził za mną w Marsylii, a okna opuszczonych budynków przypominały oczy – zupełnie tak jak w Barcelonie. W wąskich uliczkach w których dobrze jest się zgubić w poszukiwaniu cienia i duchów przeszłości można znaleźć wiele wrażeń. Z jakiegoś okna dobiega głośna muzyka, ktoś się kłóci, kto inny zbiega ze schodów z płaczem, a na pobliskiej ławce namiętnie całuje się jakaś para. Do tego kobieta z wałkami na głowie stojąc na środku ulicy rozmawia z sąsiadką z drugiego piętra i blokuje uliczny ruch. I ten zapach. Gdybym miała określić go dobitnie to przypomina mi on zapach mokrej ścierki pomieszany z zapachem smażonych krewetek. Pomiędzy wplata się nienachalnie wiatr znad rzeki i oceanu. Siadam przy stoliku w knajpce porośniętej bluszczem. To nie jest zwykły bar, kelner każe na siebie długo czekać. Wtedy o moje nogi ociera się kolejny kot. Obok krzątają się gołębie i łapią każdy okruch, który łaskawie spadnie z talerza.  Do uszu dobiega muzyka z wnętrza knajpki. Ktoś gra na pianinie. Patrzę na rzekę. Przy brzegu stoi mnóstwo łódek (barco rebelo), którymi dawniej rzeką Douro transportowano beczki z winem. W oddali majaczy most Ponte Dom Luis I, symbol Porto. Ależ mnie kusiło, aby właśnie o nim napisać kilka słów w mojej książce. Ale nie uległam tej pokusie. Napisałam o innym moście w Porto zaprojektowanym przez tą samą firmę (Gustave Eiffel). Nieco mniej sławny Most Maria Pia łączy Porto z Vila Nova de Gaia. Dziś już nie spełnia żadnej funkcji oprócz tego, że cieszy oko zwiedzających oraz… znalazł się w III części mojej trylogii.

„Kronik Saltamontes -Nowe życie” – trzecia część trylogii.

(…) „Ciepły wiatr głaskał ich po twarzy. Podnieśli się z trawy i ujrzeli miasto. Chiara spojrzała na rzekę, nad którą wisiał pokaźnych rozmiarów żelazny most. Po drugiej stronie stały ciasno ustawione kamienice. Nie znała tego miejsca, ale czuła, że jest jej bliskie.

– To most Maria Pia – powiedział Leonard. Dotknął jej ramienia, zawahał się, po czym błyskawicznym ruchem wziął ją na ręce.

Idziesz po wodzie! – krzyknęła.

Chyba nie chcesz pomoczyć sobie sukienki! – zażartował.

Nie przestawali patrzeć sobie w oczy.

To, co się dzieje teraz, dopiero nas spotka. Tak samo jak kilka innych zdarzeń, których jedynie dotknęliśmy, wiesz?

Pokiwał głową.

Gdy przejdę na drugą stronę rzeki, będziemy już poza bramą…

Nie musimy wracać… – westchnęła Chiara. – Możemy zostać tu na zawsze.

Obiecaliśmy, że wrócimy – odparł Leo. – Jesteśmy Alumnos, którzy niebawem staną się strażnikami. Wędrujemy przez wieczność i nie musimy się bać. Przecież wiemy oboje, że to, o czym marzymy, i tak nastąpi.

Ale tylko jeśli ty i ja będziemy pamiętali, że wartość życia mierzy się liczbą rozwiązanych spraw, a nie pokonanych ludzi.

Ja nie zapomnę.

Ja też nie.

Zaczęła ich otaczać mgła. Gęstniała z każdą chwilą, aż zaczęła przypominać gęsto tkany tiul. Kropelki wody tańczące nad taflą zlały się z głównym strumieniem rzeki. Miasto zniknęło.”. (…)

Dodaj komentarz

avatar
  Powiadomienia  
Powiadom o