Co myślę o Krzysztofie Kolumbie – czyli moja wizyta na wyspie Haiti
Monika Marin
Nie czując niedosytu ani w przypadku motocyklowych szaleństw, ani w lenieniu się na plaży, jedyne czego najbardziej pragnę to poczuć magię miejsca, jego historię i ludzi. Nie jestem zwolenniczką pobytu w ogrodzonym hotelu i chodzeniem przez cały czas z plastikową opaską z napisem All Inclusive na nadgarstku. Po raz kolejny zamieszkałam niezależnie, wynajmując apartament, co wiązało się z tym, że swobodnie mogłam korzystać z lokalnych okolicznych sklepików, a gdy nie miałam ochoty robić sobie kolacji, to mogłam wyskoczyć do knajpki prowadzonej przez miłych chłopaków z Kolumbii. Tym fajniej bo knajpka mieściła się na plaży, a jedzenie w niej zawsze świeże i różnorodne. Dominikana leży na wyspie Haiti, drugiej co do wielkości wyspie Wielkich Antyli. Graniczy z państwem Haiti, z którym już na pierwszy rzut oka ma wiele problemów.
Jeśli powiedzieć, że Dominikana jest biedna, to Haiti opływa nędzą. Zapewne stąd tysiące emigrantów przekraczają granicę z Dominikaną w nadziei na poprawę życia, co wiąże się najczęściej z tym, że pracują w pocie czoła zbierając tonę trzciny za 4 dolary i mieszkają w uwłaczających człowieczeństwu warunkach. Dominikana 2018 jest piękna, radosna, bogata dla turystów, częściej biedna i niestety niewyobrażalnie brudna. Jej historia mrozi krew w żyłach i powoduje ukłucie w sercu. Jestem spragniona prawdy i od dawna wiedziałam, że nazywany w podręcznikach szkolnych wielkim odkrywcą – Krzysztof Kolumb, był tak naprawdę jednym z najokrutniejszych zbrodniarzy i na wyspie, która nie była jego własnością panoszył się jak paw. I „co tam!”, że pomylił wyspę z Indiami zaprowadzając swój własny porządek oraz siłą nawracając na chrześcijaństwo oraz…przyczynił się do śmierci całej populacji Indian. Dziś nie można znaleźć w Dominikanie Indianina, podobnie zresztą jak w graniczącym z Dominikaną Haiti. Ludność wyspy to potomkowie niewolników ściągniętych siłą z Afryki, którzy po śmierci Indian zmuszani byli do wycieńczającej pracy głównie na plantacjach trzciny. Dziś niespieszący się nigdzie Dominikańczycy tworzą własny kraj, który poraża pięknem przyrody, ale ma jeszcze wiele do zrobienia w kwestii organizacji i polepszania jakości życia. W niektórych miejscach nie ma prądu, albo jest kilka godzin w ciągu doby. Obowiązek ukończenia ośmiu klas szkoły podstawowej istnieje, ale niektórzy nie umieją dobrze czytać czy liczyć. Coś takiego jak segregacja śmieci nie występuje, ale to jest pół biedy. Druga połowa biedy to to, że śmieci wyrzucane są do dżungli i na ulicę, dostają się do oceanu i zdarza się, że wielką falą przypływają na plażę. Nie pocieszyło mnie , że w Indiach czy Pakistanie jest jeszcze gorzej. Widok kilku ton śmieci na plaży w Santo Domingo był przerażający…Wyobrażam sobie, że duchy wymordowanych przez Kolumba Indian z plemienia Tainów płaczą patrząc na taką dewastację. A Dominikańczycy? Szczęśliwi, upojeni słońcem i rumem wstają rano aby odpocząć i cieszą się z każdego dolara pozostawionego przez turystów…
Dodaj komentarz