Ilustracje w trylogii „Kroniki Saltamontes” – Wielka przyjemność po mojej stronie!

3 września 2018

Monika Marin

 

W trakcie pracy nad pierwszą częścią trylogii „Kroniki Saltamontes – Ucieczka z mroku” kilka razy przemknęła mi myśl o tym, że być może warto byłoby opatrzyć powieść ilustracjami. Gdy już podjęłam decyzję o tym, że ilustracje w książce na pewno będą, zaczęła się rzecz najtrudniejsza – znalezienie właściwej osoby. Od razu napiszę, że nie jest to łatwe. Szukałam bowiem kogoś, kto stworzy ilustracje INNE, niedzisiejsze, może nawet takie, które zapewne w jakimś tam ogólnym mniemaniu znawców sztuki nie będą uznane za doskonałe. Podjęłam ryzyko, bo nie pragnęłam ilustracji „takich jak się teraz robi”.

Gdybym miała tę sytuację do czegoś porównać, to pierwsza myśl która wpadła mi do głowy to wybory miss. Po pierwsze kanony piękna się zmieniają i trudno wyobrazić sobie, żeby na dzisiejszych wyborach wystąpiły dziewczyny np. z lat 50-tych XX wieku. Ale i wtedy i dziś kandydatki były piękne. Sprawa druga: jak z tylu piękności wybrać tę najpiękniejszą? Analogicznie, niełatwym zadaniem dla mnie było ocenić prace dziesiątek ilustratorów, którzy wysyłali przykłady swoich dzieł na skrzynkę wydawcy. Wszystkie prace były ładne, poprawne, a ja mimo to nie potrafiłam wyłonić niczego co by się naprawdę wyróżniało. I wtedy po raz kolejny zadałam sobie pytanie, co to znaczy, że coś jest naprawdę piękne? Wracając do tego być może siermiężnego porównania do miss: czyż prawdziwa uroda duszy nie kryje się u tych, którzy umiejętnie walczą z trudem dnia codziennego? Z pielęgniarkami na dyżurach, matkami, które nie śpią w nocy, babciami, którym przeminęła młodość i uroda na ratowaniu związku, który nie był do uratowania, ale dzięki temu chroniły swe dzieci i wnuki? Prawdziwi bohaterowie nie machają osiągnięciami i nie chwalą się w każdej możliwej rozmowie czegóż nie dokonali. Z prostej przyczyny. Bo nie mają na to czasu. Bo oni działają. Z serca.
Ale wracając do wątku miss (w szerokim tego słowa znaczeniu), istnieją przecież piękności ponadczasowe, które mimo upływu lat wzbudzają uznanie i podziw. Ich piękno i talent często nie jest najdoskonalsze w danej epoce, ale za to uniwersalne (kolejne wbrew pozorom wcale nie daleko idące porównanie tym razem do gwiazdy kina: Sofia Loren. Estrady: Tina Turner. Pierwszej zarzucano w czasach największej świetności zbyt duży nos, a drugiej, że „jakim prawem” ośmiela się śpiewać rocka po 40 – stce.)
Wiedziałam kogo szukam. Osób, które stworzą do mojej trylogii ilustracje, które być może dziś nie będą powalały na kolana z powodu, że są modne, ale za to nie będą również kłuły w oczy za kilka, czy kilkadziesiąt lat jako „trącające myszką”.

Szybko więc zakończyłam szukanie ilustratorów w miejscach, gdzie „się akurat szuka”, a zaczęłam kierować się wrażliwością i intuicją. W ten sposób znalazłam dwie wspaniałe osoby Basię i Joasię, które współpracowały ze mną przy tworzeniu trylogii. I to jak współpracowały! Była to wielka przyjemność po mojej stronie! Basia Gula (obecnie Rzeźnicka, urodzona w 1990 roku) stworzyła okładkę do pierwszej i drugiej części trylogii oraz zaprojektowała konika polnego, który przewija się przez wszystkie trzy powieści. Ilustracje w pierwszej części trylogii „Kroniki Saltamontes – Ucieczka z mroku” (w kolorze sepii) również są dziełem Basi. Basia przez pewien czas była moją sąsiadką (to kolejna z niesamowitych i wręcz magicznych historii do opowiedzenia osobno). Ilustracje które są jej dziełem nie tylko oddają klimat książki, ale są odzwierciedleniem wrażliwości i skromności Basi, która jest absolwentką szczecińskiej Akademii Sztuki. Jest artystką z wykształcenia i zamiłowania, mamą i żoną ze szczęśliwego wyboru. Sama o sobie mówi: „w życiu cenię sobie spokój, którego na co dzień poszukuję.”
Dzięki Joasi Strutyńskiej pochodzącej z Krakowa, a mieszkającej na stałe we Włoszech powstały ilustracje do drugiej części trylogii „Kroniki Saltamontes – Tajemnicze bractwo” (czarno-białe), do trzeciej części trylogii „Kroniki Saltamontes – Nowe życie” (kolorowe), a jedna z ilustracji „Nowego życia” została użyta na okładkę III części gdzie został w nią wkomponowany konik polny zaprojektowany przez Basię.
Joasia Strutyńska, urodziła się 30 grudnia 1990 roku. W 2014 ukończyła studia magisterskie na wydziale malarstwa (ASP Kraków). 2014 – 2018 kontynuowała studia magisterskie na wydziale scenografii teatralnej (Accademia di Belle Arti di Firenze). Obecnie uczy się scenografii w prywatnej szkole dla studentów z Chin (TIAC, Florencja) oraz pracuje nad przyszłymi projektami teatralnymi. W dalszym ciągu rozwija swój warsztat ilustratorski. Niezwykle uzdolniona osoba.

Przy wyborze ilustratorek (to równie dobrze mógłby być mężczyzna, ale tak się złożyło, że nie jest), kierowałam się intuicją i nie żałuję tego. Zresztą trudno się dziwić, bo właściwie nie żałuję żadnego działania ze swojego życia w którym kierowałam się sercem. Uważam, że jest to najlepszy kompas w doborze ludzi, którymi pragnę się otaczać.

Dodaj komentarz

avatar
  Powiadomienia  
Powiadom o