Jeśli chcesz przekonać do siebie kogokolwiek, to pokaż mu, że macie ze sobą coś wspólnego

9 sierpnia 2018

Monika Marin

 

Zarówno uczniowie, którzy dopiero co wyrośli z nauki składania zdań i zabrali się za pisanie opowiadań jak i ci, którzy są właśnie przed maturą – potrafią zadawać te same pytania. Na przykład: „A skąd my mamy czerpać inspiracje?” Co odpowiedzieć? Bo to tak, jakby zapytać, skąd czerpać tlen do oddychania jednocześnie oddychając. Odpowiadam, że inspiracje są wszędzie, tak jak powietrze. Za darmo!.. Co bardziej bystrzy znają wiele wartościowych książek, życiorysy pisarzy, mają gramatykę w jednym palcu, a gdy sami mają sklecić coś grubszego niż praca maturalna, to ręce i nogi opadają. „Niech pani nam powie, jak to jest, czy my też moglibyśmy kiedyś napisać książkę?”…. Stwarzanie bariery z młodzieżą nie jest w moim stylu. A i dobrze, bo młodzież tego nie lubi. Najgorsze, to próba przekonania do czegoś przy jednoczesnym pokazie siły, co czyni niestety wielu dorosłych, którzy uważają, że jeśli nie mogą przekonać młodzieży do czegoś oczywistego, to na pewno młodzież nie ogarnia, a nie że oni źle przekonują. Inspiracje są wszędzie, tylko jak to przejrzyście wytłumaczyć? Nie chciałabym się teraz mądrzyć, ale będę, bo to działa. A więc przede wszystkim z młodzieżą należy być autentycznym człowiekiem. Dzieci nie lubią nadętych ludzi, a w szczególności dorosłych, którzy udają ważnych bardziej niż są; nieskazitelnych i perfekcyjnych – na pokaz, albo z racji wykonywanego stanowiska, którzy uważają młodszych za głupszych od siebie. Już słyszę głosy oburzenia, że przecież wielu „małolatów” jest po prostu głupich i należy ich tak traktować, bo na to zasłużyli. Nieprawda. Bo nikogo nie wolno poniżać. A tym bardziej, jeśli mamy dawać przykład. Zdecydowana większość spotkań autorskich odbywa się w gromadzie osób, które znają moje książki. Zdarzyło mi się jednak spotkać z grupą młodzieży, która potraktowała spotkanie autorskie jako kolejną szkolną lekcję z której najlepiej się wywinąć (marząc zapewne o pójściu do pobliskiego MacDonalda) i która nie miała pojęcia na jakie spotkanie przyszła, ciesząc się w duchu z zerwania z nudnej matmy czy innej fizyki. Odkryłam to, zanim upłynęło dziesięć sekund spotkania. Co w takiej sytuacji robić? Gdy zobaczyłam pustkę w oczach tych dzieciaków (a przecież wciąż wierzę w ludzi) wywaliłam do wirtualnego kosza konspekt, który miałam w głowie i zaczęłam mówić do młodzieży ICH językiem. Efekt? Ożywili się! BINGO. Zaintrygowałam ich. Zdecydowali się na mnie patrzeć, zamiast dotykać drżących w kieszeniach i torbach smartfonów. Zaczęli być TU I TERAZ, a nie robić to co większość uczniów w szkołach, czyli być gdzieś daleko pozostawiając w murach szkolnych jedynie swe ciała. Zainteresowali się, choć zdaję sobie sprawę, że naprędce uknuty przeze mnie plan mówienia niekoniecznie tylko o literaturze nie musiał spodobać się nauczycielom. Ale młodzież chciała prawdy, a nie wyidealizowanego pisarza z portretu. Chciała się dowiedzieć, czy jestem człowiekiem z krwi i kości, który tak jak oni: je, śpi, marzy. Nie chcieli wyliczania nagród i dyplomów, ale chcieli poznać moją drogę. Zobaczyć, że tak jak większość ludzi potrafię się potknąć. Że INSPIRACJA, której szukają leży w codziennym życiu, które jest wełną, ich wełną z której będą robić dla siebie sweter który ich ogrzeje Że gdy w tym swetrze zrobi się dziura, należy ją załatać. A gdy się nie podoba, spruć i zacząć robić go od nowa. Cierpliwie, powoli, po swojemu. Skupiając się na chwili i powietrzu którym się oddycha, na brzęczeniu muchy, sierści kota i kropelce potu. Szkoda życia na wyważanie otwartych drzwi. I szkoda czasu na szukanie „gdzieś tam” tego, co jest tak blisko. W szczerych uczuciach i normalnym życiu.

Dodaj komentarz

avatar
  Powiadomienia  
Powiadom o