O tym jak osobiście poznałam bohaterkę mojej powieści – o Barbarze

24 lipca 2019

Monika Marin

 

Na jednym z wielu spotkań autorskich miałam przyjemność poznać pewną osobę. Ponieważ trudno się pisze o kimś bez imienia (a nie mogę jej przedstawić), nazwijmy ją – Krysia. Pani Krysia przyszła na spotkanie autorskie ubrana bardzo skromnie, miała zmęczoną twarz lecz śmiejące się oczy; dłonie, które zdradzały ilość pracy jaką wykonywała co dzień. Gdy weszłam do sali, w której znajdowały się dzieci zauważyłam, że przed panią Krysią stoi fotel dla osób niepełnosprawnych, a w nim chłopiec…z moją książką w dłoni. I Pani Krysia i chłopiec, nazwijmy go Tomek, ,,poderwali się” na mój widok, przy czym w przypadku Krysi było to możliwe, lecz Tomek wykonał jedynie delikatny ruch ciałem. Wtedy odkryłam, że jest sparaliżowany od pasa w dół. Oprócz Tomka, podopiecznymi pani Krysi było jeszcze dwoje dzieci, na pierwszy rzut oka zdrowych (choć później dowiedziałam się, że nie) i tak jak Tomek… porzuconych przez rodziców. Kobieta o której piszę i którą podziwiam jest pracownicą ośrodka, w którym przebywają dzieci z mniejszą lub większą dysfunkcją lub niepełnosprawnością. Dzieci opuszczone przez swoich rodziców oraz przez swoje rodziny. Tym dzieciom Pani Krysia przeczytała pierwszą część mojej trylogii ,,Kroniki Saltamontes – Ucieczka z mroku” i przyszła na spotkanie autorskie, aby mi podziękować.

Gdy opowiadałam o tym, jak to się stało, że napisałam taką właśnie książkę, mniej więcej w połowie spotkania pani Krysia zadała mi pytanie dotyczące jednej z bohaterek o imieniu Barbara. Postać opiekunki w domu dla sierot jest (tak jak wszystkie postacie w trylogii) mocno przeze mnie przemyślana i jest jedną z moich ulubionych, dlatego z taką swobodą opowiadałam właśnie o Barbarze.

,,Czy pisząc książkę zdawała sobie pani sprawę, że takich Barbar są tysiące?”

Tak. Zdawałam sobie sprawę. Stąd postać zaniedbanej kobiety o wielkim sercu zajęła jedno z głównych miejsc w mojej powieści. Może teraz chwilkę o niej: Barbara z powieści jest pracownicą sierocińca, zajmuje się dziećmi, które nie dość, że nie mają rodziców, to jeszcze przyszło im żyć w czasach wojny, której zasadności nie rozumieją. Króluje świat zdominowany przez pedagogikę opierającą się na pruskim drylu, ale Barbara nie zgadza się z takimi zasadami i potajemnie stosuje swoje metody, np. głaszcze dzieci na dobranoc, rozmawia ze swoimi podopiecznymi, opowiada im o świecie. W tym miejscu muszę dodać, że w tamtych czasach taki sposób myślenia i zachowania był rewolucyjny i na pewno nie opierał się na ogólnie przyjętych i stosowanych zasadach. Ktoś, kto otaczał dzieci czułością traktowany był jak ktoś, kto wyrządza dzieciom krzywdę. Dlatego uważam, że Barbara z mojej powieści wyprzedziła swoja epokę, czyli mimo braku ogólnoświatowego obycia, posiadała mądrość wewnętrzną wyprzedzającą czasy w których żyła.
Dla przykładu – John Watson, czołowy autorytet w zakresie wychowania dzieci w latach dwudziestych XX wieku mówił: ,,Nigdy go /dziecka/ nie przytulaj, ani nie całuj. Nie pozwalaj mu siadać sobie na kolanach (…)”. Popularna publikacja Infant Care wyjaśniała, że sekret właściwego wychowania dzieci tkwi w utrzymywaniu dyscypliny i zaspokajaniu ich materialnych potrzeb zgodnie ze ściśle określonym codziennym harmonogramem. Jeden z tekstów w wydaniu z 1929 roku zalecał rodzicom, co mają robić, gdy małe dziecko płacze, bo chce jeść, zanim nadszedł normalny czas karmienia: ,,Nie noście go, nie próbujcie go kołysać ani uspokajać jego płaczu i nie przytulajcie go, aż nadejdzie normalna pora karmienia (…)”. Potrzeby emocjonalne dziecka zaczęły być zauważalne dopiero w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku.
Lecz Barbara widziała te potrzeby dużo wcześniej i narażając się na krytykę i złośliwości ze strony otoczenia otaczała dzieci czułością.

W powieści główni bohaterowie bardzo często zaczynają zdania w taki oto sposób: ,,Barbara mówiła…”, ,,Barbara powiedziała nam, że…”, ,,A Barbara opowiadała, że na świecie, to…” i tak dalej. To ona była tym światłem, którego dzieci pragnęły tak samo jak chleba. Oprócz tego Barbara miała uczucia i marzenia, które skrywała, ale chłopcy, główni bohaterowie – odkryli je. Pewnego dnia zauważyli, że ich ulubiona opiekunka czyta potajemnie romanse i marzy…Całkowite oddanie się dzieciom nie zdławiły w niej pragnienia bycia kobietą zadbaną i jej marzenia odprężały ją, powodowały, że oprócz okrutnego świata w którym przyszło jej żyć wierzyła, że istnieje jeszcze lepszy świat, który kiedyś, może, na własne oczy zobaczy. Ale wtedy były ważniejsze sprawy: bezpieczeństwo dzieci. I tu dochodzimy do sedna. Jak wygląda człowiek, który ze względu na okoliczności oddaje się swojej pracy całym sercem? Człowiek, który pracuje 24 godziny na dobę, nie ma pieniędzy, je byle co, nie ma się w co ubrać, a czasem nie ma wody do umycia się? Jak wygląda taki człowiek, gdy jednocześnie swoim podopiecznym pragnie pokazać, że świat nie jest taki zły, że jeszcze będzie dobrze, że czułość jest ważna. Jak wygląda człowiek uśmiechający się przez łzy? Wygląda tak jak Barbara – zaniedbana, ale z promieniującym od wewnątrz pięknem duszy.
I może właśnie była taka pani Krystyna, która przyszła na spotkanie autorskie wraz niepełnosprawnymi dziećmi, którym wcześniej czytała moją powieść, a podczas lektury w niektórych momentach płakała…
Tak wiem. Dziś (w Polsce) nie mamy problemu z dostępem do jedzenia i wody, ale codzienność w ośrodku, w którym każdego dnia widzi się oczy niepełnosprawnych dzieci, które pytają, kiedy ktoś po nie przyjdzie – nie napawa optymizmem. Pani Krysia powiedziała mi, że bardzo mi za postać Barbary dziękuje, ponieważ gdy czytała moją historię odkrywała na nowo siebie. Zdradziła mi, że ona również czyta romanse i marzy… Gdy przyjrzałam się pani Krysi zauważyłam, że jest bardzo ładną kobietą. Nie miała jednak czasu, aby o siebie zadbać w taki sposób jak na to zasługiwała, gdyż całkowicie oddała się pracy i dzieciom. Ale dlaczego aż tak?
,,Pani Moniko, mało kto chce pracować z takimi dziećmi i jeszcze za takie pieniądze…nie ma zbyt wielu chętnych do takiej pracy. Więc co mam zrobić? Zostawić te dzieci na pastwę? Jeśli ja się nimi nie zajmę i świat o nich zapomni, to…”. Nie będę kończyć tego zdania.

Tamto spotkanie pozostało w mojej pamięci, ponieważ poznałam osobiście bohaterkę mojej książki. Przytuliłam ją i życzyłam jej szczęścia. Mam takie marzenie, aby kiedyś, najlepiej w niedalekiej przyszłości panią Krysię spotkało to, co moją Barbarę z powieści, ponieważ jej piękno wewnętrzne i dobroć mogłyby służyć za przykład wielu ludziom, którzy o pewnych wartościach dawno już zapomnieli skupiając się w swoim życiu jedynie na najnowszym modelu smartfona albo brokatowej maseczce do twarzy.

Prześlij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *